Czy naprawdę świętujesz reformację?

Jeśli tak, to powinieneś się zgodzić z następującymi tezami Lutra: (śmiało zaznaczam tezy, które przysporzą sporo problemów wiekszości współczesnych protestantów)

95 tez ks. Marcina Lutra przybite na drzwiach kościoła zamkowego w Wittenberdze dnia 31 X 1517 r. Wydarzenie uważane za symboliczny początek Reformacji, wspominany co roku w Kościele Luterańskim podczas Święta (Pamiątki) Reformacji – 31 X.
Amore et studio elucidande veritatis: hec subscripta disputabuntur Wittenbrge. Presidente Reverendo Patre Martino Lutther Eremitano Augustiniano Artium et Sacrae Theologie Magistro: eiusdemque iibidem lectore Ordinario. Quare petit: vt qui non possunt verbis presentes nobiscum disceptare: agant id literis absentes. In nomine domini nostri Hiesu Christi. Amen.
Miłość do prawdy i pragnienie ujawnienia jej są przyczyną, że zamierza się przeprowadzić w Wittenberdze dysputę nad niżej podanymi tezami. Przewodzić temu będzie czcigodny ojciec Marcin Luter, magister sztuk wyzwolonych i świętej teologii i jednocześnie nauczyciel tychże. Dlatego prosi on tych, którzy nie będą mogli osobiście wziąć udział i dysputować z nami ustnie, żeby uczynili to na piśmie. W imię Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.

 
1.Gdy Pan i Mistrz nasz Jezus Chrystus powiada: „Pokutujcie”, to chce, aby całe życie wiernych było nieustanna pokutą.
2.W żaden sposób nie można pod wyrazem „pokutujcie” rozumieć Sakramentu pokuty, to jest spowiedzi i zadośćuczynienia, które kapłan sprawuje.
3.Nie chce jednak Pan rozumieć tu tylko wewnętrznej pokuty, gdyż pokuta wewnętrzna, bez zewnętrznego uśmiercenia ciała, nie jest pokutą.
4.Kara Boża trwa dopóki człowiek czyni sąd nad sobą (to jest prawdziwa wewnętrzna pokuta), a więc aż do wejścia do Królestwa Niebieskiego.
5.Papież nie chce, ani nie może odpuszczać innych kar za grzechy jak tylko te, które nałożył wedle rozumienia swego lub wedle ustaw kościelnych.
6.Papież nie może winy odpuścić inaczej, jak tylko zwiastując i upewniając, że Bóg ją odpuścił. Ponadto w wypadkach, które są zastrzeżone dla papieża do odpuszczenia. Kto by w tym względzie papieża sobie lekceważył, tego wina pozostałaby niezgładzona.
7.Bóg nie odpuszcza nikomu win, jeśli zarazem nie przywodzi go do upokorzenia się przed kapłanem, jako swoim zastępcą.
8.Ustawy kościelne, traktujące o nakładanej pokucie, dotyczą tylko żywych i nie mogą być stosowane do umierających.
9.Dlatego też Duch Święty przychyla nam dobrodziejstw przez papieża tak, iż tenże w postanowieniach swoich zawsze pozostawał na uboczu na wypadek śmierci i ostatniej potrzeby.
10.Z tego powodu źle i nierozsądnie postępują kapłani, którzy odkładają umierającemu do czasu czyśćca pokuty kościelne.
11.Zamiana kary kościelnej na karę w czyśćcu – to kąkol, posiany oczywiście wówczas, gdy biskupi spali.
12.Dawnymi czasy kary kanoniczne nakładano nie przed, ale po absolucji, a to aby przekonać, czy żal okazany jest szczery.
13.Umierających śmierć zwalnia z pokuty; są oni prawnie wolni od wszystkich kościelnych ustanowień, bo umierają.
14.Im bardziej umierający tkwi w grzechach swoich lub brakuje mu miłości, tym większą to rodzi w nim obawę.
15.Będąc blisko bojaźni połączonej z rozpaczą, ta wielka obawa wystarcza (pomijając już inne rzeczy), by zgotować mękę czyśćcową.
16.Piekło, czyściec i niebo, są względem siebie tak różne, jak rozpacz, bliskość rozpaczy i pewność zbawienia.
17.Zdaje się być, że duszom w czyśćcu potrzeba zmniejszenia bojaźni i pomnożenia miłości.

18.Ani rozumem, ani z Pisma nie udowodniono, żeby dusze w czyśćcu znajdowały się w stanie niezdolnym do zasługi i do wzrostu miłości.

19.I to zdaje się być niemożliwe do udowodnienia, jakoby dusze w czyśćcu, przynajmniej niektóre, były pewne swego zbawienia i o nie się nie troszczyły, jakkolwiek my pewni tego jesteśmy zupełnie.

20.Dlatego papież pod przebaczeniem kary nie rozumie odpuszczenia wszelkich kar, ale tych tylko, które sam nałożył.
21.Mylą się przeto kaznodzieje odpustowi twierdząc, że przez odpust papieski człowiek staje się wolny od wszelkiej kary i zbawiony.
22.Papież nie odpuszcza duszom w czyśćcu żadnej kary, którą dusze te, wedle postanowień kościelnych, w życiu tym winny były ponieść.
23.Jeżeli jest możliwe odpuszczenie wszystkich kar, to tylko względem najdoskonalszych, a więc względem bardzo niewielu.
24.Dlatego też większą część ludu oszukuje się przez bezwzględne przyrzeczenie odpustu wszystkich kar.
25.Władza, jaką ma papież w ogólności nad czyśćcem, przysługuje w szczególności każdemu biskupowi i proboszczowi w jego diecezji lub parafii.
26.Papież bardzo dobrze czyni, że nie z władzy klucza, której nie posiada nad czyśćcem, ale sposobem prośby przyczynnej udziela duszom przebaczenia.
27.Ludzkie brednie opowiadają ci, którzy głoszą, że gdy grosz w skrzynce zabrzęczy, dusza z czyśćca uleci.
28.Jest to pewne, że gdy grosz w skrzynce brzęknie, urosnąć może skąpstwo i chęć zysku; skuteczność modlitwy przyczynnej Kościoła zależy natomiast od upodobania Bożego.
29.Któż wie, czy wszystkie dusze w czyśćcu pragną być wybawione, jak nas właśnie poucza legenda o Sewerynie i Paschalisie.
30.Nikt nie jest pewny, czy jego żal był szczery, tym mniej może być pewny, czy otrzymał zupełne odpuszczenie.
31.Jak rzadkim zjawiskiem jest człowiek prawdziwie pokutujący i żałujący, tak równie rzadkim jest taki, który by zyskał odpust prawdziwy, to znaczy, że jest ich niewielu.
32.Ci, którzy sądzą, iż mogą zapewnić sobie zbawienie przez listy odpustowe, będą wiecznie potępieni wraz z mistrzami swymi.
33.Należy się strzec tych, którzy powiadają, że odpust papieski jest najszacowniejszym darem Bożym, przez który człowiek może pojednać się z Bogiem.
34.Łaska odpustowa dotyczy kary i zadośćuczynienia nałożonych przez ludzi.
35.Nie jest to chrześcijańska nauka, że nie potrzeba pokuty i żalu temu, kto z czyśćca wykupuje dusze, lub chce nabyć prawo wyboru spowiednika.
36.Każdy chrześcijanin, prawdziwie żałujący za swoje grzechy, ma i bez listu odpustowego zupełne odpuszczenie męki i winy.
37.Każdy prawdziwy chrześcijanin, żywy czy umarły, ma udział we wszelkich darach Chrystusowych i kościelnych; Bóg mu ich udzielił i bez listów odpustowych.
38.Nie należy jednak gardzić odpustem papieża, gdyż, jak to już powiedziałem, stanowi on objaśnienie Boskiego przebaczenia.
39.Zachwalać ludowi obfitą łaskę odpustów, a jednocześnie zalecać prawdziwy żal i pokutę, jest to rzecz nad wszelką miarę trudna nawet dla najbardziej uczonych teologów.
40.Skrucha prawdziwa pożąda i łaknie kary, obfity zaś odpust uwalnia od karania i wyradza niechęć do kary, lub sprzyja co najmniej do zrodzenia się takiej niechęci.
41.O apostolskim odpuście trzeba przezornie nauczać, by lud nie powziął błędnego mniemania, że odpust przewyższa inne dobre uczynki miłości chrześcijańskiej.
42.Wszystkich chrześcijan należy nauczać, że papież bynajmniej nie sądzi, iż zakupywanie odpustu może być stawione na równi z uczynkami miłosierdzia.
43.Należy nauczać chrześcijan, że lepiej wspierać ubogich lub pomagać potrzebującym, niż kupować odpusty.
44.Przez uczynek miłości wzmaga się w nas miłość, a człowiek staje się lepszy; przez odpust zaś nie staje się lepszy, tylko wolny od kary.
45.Należy nauczać chrześcijan, że ten, kto bliźniego widzi w niedoli, a mimo to kupuje odpust, nie zyskuje odpustu papieskiego, ale ściąga na siebie gniew Boży.
46.Należy nauczać chrześcijan, że jeżeli nie są nadmiernie bogaci, powinni zachować grosz oszczędzony na potrzeby domowe, a nie marnować go na zakupienie odpustu.
47.Należy nauczać chrześcijan, że zakupienie odpustu jest zostawione każdemu do woli i nie jest zakazane.
48.Należy nauczać chrześcijan, że udzielając odpustu, papież potrzebuje i domaga się raczej modlitw pobożnych, niż pieniędzy, które mu znoszą.
49.Należy nauczać chrześcijan, że odpust papieski jest dobry, jeżeli się na nim nie buduje zbawienia; lecz jest nader szkodliwy, jeśli z powodu niego tracimy bojaźń Bożą.
50.Należy nauczać chrześcijan, że gdyby papież wiedział o wszystkich szachrajstwach kaznodziejów odpustowych, raczej by w stos popiołów zamienił katedrę św. Piotra, aniżeliby miała być budowana kosztem skóry, krwi i ciała jego owieczek.
51.Należy nauczać chrześcijan, że papież nie szczędziłby swych własnych pieniędzy, chociażby nawet kościół św. Piotra miał być na ten cel sprzedany, byle udzielić wsparcia potrzebującym, od których obecnie kaznodzieje odpustowi wyłudzają ostatni grosz.
52.Nawet wówczas płonna jest ufność tych, którzy przez odpusty dostąpić chcą zbawienia, gdyby nie tylko sprzedawcy odpustów, ale nawet sam papież za to ręczyć chcieli duszą swoją.
53.Wrogami Chrystusa i papieża są ci, którzy z powodu kazań odpustowych w kościołach nakazują zamilknąć Słowu Bożemu.
54.Krzywda się dzieje Słowu Bożemu, jeżeli w kazaniu tyle a może i więcej czasu poświęca się głoszeniu odpustów, co i Ewangelii.
55.Zdanie papieża jest oczywiste, że skoro odpust, mający tylko podrzędne znaczenie, jednym dzwonem oraz zwykłą ceremonią i wystawnością należy obchodzić, to Ewangelię, mającą stokroć większą wartość, należy sławić stokrotnymi dzwonami i stokroć większymi ceremoniami i wystawnością.
56.,,Skarb kościoła”, z którego papież czerpie odpust, nie jest dostatecznie ściśle określony ludowi chrześcijańskiemu, ani przezeń znany.
57.Że nie są to skarby doczesne, łatwo stąd poznać, że nimi księża tak szczodrze szafują, ponieważ wiadomo o wielu duchownych, że oni tego rodzaju skarby (doczesne) raczej pilnie zbierają aniżeli pragną rozdawać.
58.Skarby te nie są także z zasługi Chrystusa i świętych, bo zasługa Chrystusa i bez przyczynienia się papieskiego przychyla łaski wewnętrznemu człowiekowi, dla zewnętrznego sprawia krzyż, śmierć i potępienie.
59.Św. Wawrzyniec nazwał ubogich, jako członków Kościoła, skarbem kościelnym; użył jednak zapewne wyrazu tego w ówczesnym znaczeniu.
60.Skarbem tym są klucze Kościoła, podarowane nam przez zasługę Chrystusa.
61.Oczywiste jest, że do odpuszczenia kar i wybaczania grzechów w wypadkach zależnych jedynie od papieża, najzupełniej wystarcza władza papieska.
62.Prawdziwym skarbem Kościoła jest najświętsza Ewangelia chwały i łaski Bożej.
63.Lecz skarb ten jest w pogardzie u ludzi, bo on to sprawia, że pierwsi będą ostatnimi.
64.Skarb odpustowy za to jest bardzo miły, gdyż ostatnich czyni pierwszymi.
65.Dlatego też skarby Ewangelii są sieciami, w które niegdyś łowiono ludzi służących mamonie.
66.Skarby odpustowe są sieciami, w które obecnie łowią mamonę ludzką.
67.Odpust zachwalany przez kaznodziejów, jako wielka łaska, jest istotnie łaską wielką, gdyż im przynosi wiele pieniędzy.
68.W rzeczywistości jednak jest najmniejszą łaską w porównaniu z łaską Bożą i błogosławieństwem krzyża.
69.Biskupi i duszpasterze są obowiązani z należnym uszanowaniem przyjmować delegatów apostolskiego odpustu.
70.Ale równocześnie są obowiązani uważać pilnie, aby komisarze ci zamiast rozkazów papieskich nie wygłaszali własnych urojeń.
71.Kto przeciw prawdzie apostolskiego odpustu mówi, niech będzie przeklęty.
72.Kto przeciw samowolnym i kłamliwym słowom kaznodziei odpustowego występuje niech będzie błogosławiony!
73.Jak papież słusznie niełaską i klątwą karze tych, którzy podstępnie działają na szkodę odpustów.
74.Tak również słusznie dotyka niełaską i klątwą tych, którzy pod osłoną odpustu używają swoich sztuczek na szkodę świętej miłości i prawdy.
75.Niedorzecznością jest twierdzenie, że przez odpust papieski rozgrzeszony jest nawet taki człowiek, który by – co przecież nie można sobie wyobrazić – zbezcześcił Matkę Bożą.
76.Wprost przeciwnie twierdzimy, że odpust papieski nawet najmniejszego grzechu odpuścić nie może – o ile będziemy pod odpustem rozumieli zmazanie winy tego grzechu.
77.Twierdzenie, że i Piotr św., gdyby był teraz papieżem, nie mógłby światu ogłosić większych łask, jest bluźnierstwem przeciw Piotrowi św. i papieżowi.
78.My zaś twierdzimy, że i ten i każdy inny papież rozporządza większymi łaskami, aniżeli odpust, a mianowicie Ewangelią, darami miłosierdzia, darem uzdrawiania itp. (1 l. do Kor. 12).
79.Obrazą Boską jest głosić, że wystawiany w kościołach krzyż odpustowy z herbem papieża równie jest mocny i skuteczny jak krzyż Chrystusa Pana.
80.Biskupi, kaznodzieje i teolodzy, którzy dozwalają, aby nauki podobne były wygłaszane ludowi, odpowiadać będą za to przed obliczem Boga.
81.Następstwem koniecznym bezczelnych kazań odpustowych jest to, że i uczonemu trudno obronić papieża przed zarzutami i bezsprzecznie ostrymi oskarżeniami prostaczków.
82.Na przykład: dlaczego papież dla świętej miłości i dla cierpień, jakie dusze w czyśćcu ponoszą, dusz tych naraz nie wyzwoli z czyśćca; gdy tymczasem dla tak małej przyczyny, jaką jest budowa kościoła św. Piotra, za pieniądze tyle dusz wyzwala?
83.Albo: po co odbywają się egzekwie i dlaczego nie wolno jest cofnąć zapisów kościelnych, poczynionych na msze za umarłych, kiedy przecież za wybawionych nie potrzeba się już modlić?
84.Albo: cóż to jest za jakaś nowa doskonałość Boża i pobożność papieska, że bezbożnemu wolno za pieniądze wyzwalać dusze pobożne, a nie chcą duszy tych wyzwalać z miłości i bez pieniędzy?
85.Albo: czemuż owe dawne zasady pokutne, które w rzeczy samej są już zniesione i martwe, jednakże dzięki odpustowi nabrały znaczenia i mogą być usunięte tylko za pieniądze, jak gdyby dotąd istniały w całej pełni?
86.Będąc bogatym ponad magnatów, czemu to papież nie za swoje własne pieniądze, lecz za pieniądze ubogich wiernych buduje kościół św. Piotra?
87.Od czego uwalnia albo czym obdarza papież tych, którzy przez zupełną pokutę zyskali prawo przebaczenia i odpustu?
88.Gdyby papież zechciał każdemu wierzącemu udzielać rozgrzeszenia i odpustu sto razy na dzień zamiast raz tylko, czy mogłaby nad tę łaskę spaść na Kościół większa?
89.Ponieważ papież w odpuście bardziej szuka zbawienia dusz, niźli pieniędzy, dlaczego znosi dawniejsze listy odpustowe, skoro są równie ważne?
90.Chcieć takie przeciwne argumenty ludzi świeckich stłumić gwałtem, bez wskazania przyczyn i powodów, znaczy to wystawiać Kościół i papież na szyderstwo wrogów, a chrześcijan na szkodę duchową.
91.Gdyby odpust głoszono zgodnie z myślą i zapatrywaniem papieża, łatwo byłoby zbijać wszelkie zarzuty, a może by nawet wcale się nie zrodziły te zarzuty.
92.Więc precz z prorokami, którzy wołają: pokój, pokój, pokój, a pokoju nie ma (Ezech. 13,10.16).
93.Tym prorokom dobrze być musi, którzy powiadają: krzyż, krzyż, a krzyża nie ma.
94.Należy upominać chrześcijan, aby usiłowali iść za Chrystusem jako głową swoją, przez krzyż, śmierć i piekło.
95.I byli pewni, że raczej cierpieć, niż używając fałszywego pokoju, wejść mogą do niebios.


Historia odkrycia zwojów z Qumran


Filozofia nowoczesna nie ma żadnej wartości

DLACZEGO WIERZĘ – Po 40-tu latach badań religijnych

Dlaczego wierzę. Nowe wydanie ku światłu, Niepokalanów 1937. Nakład Centrali Milicji Niepokalanej.

John Moody

Pan Moody, który w r. 1931 przeszedł na łono Kościoła katolickiego, jest jednym z wielkich finansistów Stanów Zjednoczonych i założycielem firmy „Muddys Investment Service”. Niedawno na konferencji w Seminarium Najświętszej Maryi Panny w Baltimore opowiedział swe nawrócenie. Mówił, że przedtem, gdy słyszał, iż ktoś przeszedł na katolicyzm, zastrzegał się zapewniająco: „Na pewno nigdy mi się to nie zdarzy”. I tak powtarzał przez całe życie, aż do niedawna.

Studiując z zamiłowaniem przyrodę, zbadał przeróżne systematy filozoficzne i religijne, lecz nigdzie nie znalazł pokoju ni szczęścia rzeczywistego. „Tak doszedłem – mówił on – do roku 1920, w którym stwierdziłem, że filozofia nowoczesna nie ma żadnej wartości. Sam nie wiedziałem w co wierzyłem; nie znajdowałem odpowiedzi na zagadnienie życia”.

Ze studiów nad wierzeniami wyniósł tę tylko pewność, że żadna z nich nie odpowie mu na jego wątpliwości. Nigdy jednak nie zastanawiał się nad katolicyzmem. Dlaczego? „Gdyż – mówił – miałem wrodzony przesąd i uprzedzenie do religii katolickiej. Przeżyłem już 50 lat. Dotychczasowe badania zawiodły, jednak nie przestałem studiować dalej, szukając odpowiedzi na problem bytu”.

Katedra św. Szczepana - Wiedeń

W roku 1927 w połowie sierpnia p. Moody udał się z przyjacielem do Wiednia w sprawach bankowych. Pewnego poranku weszli obydwaj do katedry św. Stefana [(Szczepana)], nie mając zamiaru bynajmniej modlić się. Było to 15 sierpnia. Katedra wypełniona ludźmi po brzegi – odprawiała się właśnie Msza święta.

Pierwszą ich myślą było wyjść z powrotem, a zwiedzenie kościoła odłożyć na później, lecz napływający stale tłum ludzi tak cisnął ich naprzód do wewnątrz, że wkrótce znaleźli się w pośrodku świątyni, nie mając możności wycofania się.

Żaden z nich nigdy nie był na Mszy św. w kościele katolickim. Jeśli kiedy p. Moody wszedł do jakiegoś kościoła katolickiego, a odprawiała się wówczas Msza św. – natychmiast zawracał i wychodził. Tym razem jednak, mimo niezadowolenia, musieli pozostać. Po jakimś czasie, choć tłum rzedniał w kościele, p. Moody nie odczuwał już potrzeby wyjścia, gdyż owładnęło nim dziwne wzruszenie, a nawet, gdy na odgłos dzwonka przed Podniesieniem wszyscy uklękli – zaproponował przyjacielowi, by uczynili to samo. Ten jednak odparł: „Jak to, my, wielcy przemysłowcy, uklękniemy na twardej kamiennej posadzce? Głupstwo!”. I pozostali stojąc.

Pana Moody’ego uderzyły wspaniałe ceremonie i słodka muzyka. Czuł się pociągniętym ku ołtarzowi, na którym widniał obraz Matki Bożej, przed którym, jak zauważył, uklękły dwie zakonnice i jeden starzec. Widział, że ten ołtarz był szczególnie pięknie oświetlony i że ciągle przychodzili przed niego ludzie i modlili się, co zaostrzało jego ciekawość. Dowiedział się potem, że ołtarz ten był poświęcony Matce Bożej, Której święto właśnie w tym dniu było obchodzone.

Po nabożeństwie wyszli i cały dzień zeszedł im na załatwianiu różnych spraw. Ale pod wieczór, gdy p. Moody pozostał sam, przechadzając się tam i z powrotem, znów, mimowoli znalazł się na placu św. Stefana [(Szczepana)]. Gdy ludzie wychodzili z kościoła po nieszporach, przyszło mu na myśl, by wstąpić do kościoła, bo wtedy nikogo nie będzie i swobodnie zwiedzi piękną świątynię.

Wszedłszy do kościoła, pierwsze swe kroki skierował ku ołtarzowi Najświętszej Dziewicy, oświetlonemu jeszcze, a który już za pierwszym razem wielkie na nim uczynił wrażenie. Widział, jak i tym razem ludzie śpieszyli i klękali pobożnie, modląc się, i odchodzili. Światło na innych ołtarzach pogaszono, tylko na tym – Matki Bożej – pali się jeszcze. Jaskrawe promienie zachodzącego słońca sączyły się poprzez barwiste witraże, padając na święty obraz. A postać Matki Bożej uśmiechała się słodyczą i pokojem.

– Są w życiu człowieka chwile – mówił p. Moody – albo i godziny, które przydarzają się wszystkim. Wtedy, chociażby kto był najobojętniejszym, zepsutym do szpiku kości – odczuwa straszną tajemnicę życia, która go nastraja do modlitwy, rozbudza coś, co dotychczas drzemało, pobudza duszę do błagania o światło, pomoc i opiekę. Taka godzina przyszła właśnie i na mnie, gdym wtedy o późnej porze popołudniowej ukląkł przed ołtarzem i obserwował witrażowe światło, zapadający szybko mrok, chybotliwe drżenie czerwonych płomyków świec na ołtarzu i ludzi, którzy wchodzili do kościoła i prawie wszyscy klękali przed ołtarzem Matki Bożej. Wtedy i ja począłem się modlić, prosząc o natchnienie z góry.

Katedra św. Szczepana - Wiedeń

– Od 25 lat – mówił dalej – wątpiłem w istnienie i konieczność Boga: wierzyłem, jak wielu ludzi obecnie, że wszystkie religie są tylko poezją i tworem wyobraźni. Lecz w głębi swego serca czułem na pewno, i w chwilach jaśniejszych mego zdrowego rozumu musiałem przyjąć, że takie rozumowanie jest fałszywe, życie byłoby nonsensem, gdyby nie miało wyznaczonego z góry celu, a cel ten można uznać tylko przez wiarę w Boga. Lecz gdzież był ten Bóg? Czemuż nie mogłem Go odnaleźć? To zawsze było dla mnie zagadką i przyczyną ciągłych moich zawodów.

– Podczas mego rozmyślania doświadczyłem tego, co opisywał kardynał Newman: „Gdy już raz człowiek oczyma duszy i przy pomocy Bożej uzna Stworzyciela, to przekroczył równik; czego on wtedy doświadczył, nie zdarzy się już po raz drugi. On już zgiął twardy swój grzbiet i zwyciężył siebie”. Nie znałem jeszcze tych słów kardynała Newmana, lecz przed opuszczeniem kościoła, który pogrążył się w ciemnościach, widziałem, że przekroczyłem równik i wyszedłem z cennym przekonaniem, że nareszcie znalazłem swego Boga.

– Przez 3 dni, w ciągu których pozostawaliśmy jeszcze w Wiedniu, udawałem się codziennie wczesnym rankiem do kościoła św. Stefana [(Szczepana)], gdzie szczególnie pociągał mnie ołtarz z obrazem Matki Bożej, przed którym przepędzałem czas na modlitwie i upajaniu się niewymowną słodyczą duchową. Nawet w czasie gorączkowych zajęć stało mi przed oczyma duszy to, com odczuwał w kościele św. Stefana [(Szczepana)]. Również w czasie 22-godzinnej jazdy z Wiednia do Paryża, ani zasnąć, ani czytać nie mogłem, gdyż pamięć na katedrę św. Stefana [(Szczepana)] i znajdujący się tam obraz Niepokalanej Dziewicy zaprzątała cały mój umysł.

– Może to się wydać dziwnym, ale wszystkie moje uprzedzenia do Kościoła katolickiego upadły. Niewiele jeszcze wiedziałem o religii katolickiej, lecz po tym, czego doświadczyłem w kościele św. Stefana [(Szczepana)] – nie mogłem powiedzieć, że Kościół katolicki był mi obcym. Jednak długą jeszcze drogę miałem przebyć, nim Kościół katolicki rozwarł przede mną swe bramy. Od owego święta Wniebowzięcia Matki Bożej w r. 1927 zacząłem się stawać katolikiem.

– Powróciwszy do New-Yorku, chciałem się postarać o książki katolickie, które by mnie pouczyły o katolicyzmie. Wiele księgarń musiałem obejść, nim cośkolwiek znalazłem. Najpierw dostała mi się do ręki książka Fultowa Sheens’a pt. „Bóg i rozum”, w której znalazłem rozbiór nowoczesnej filozofii, czego właśnie szukałem. Potem wykład filozofii św. Tomasza z Akwinu; dotąd to imię było dla mnie sfinksem. Wykład filozofii św. Tomasza przekonał mię. Tak powoli utworzyłem sobie biblioteczkę filozofii scholastycznej; inne książki, jakie miałem dotąd, stopniowo wrzucałem do pieca. Prawie bez zwrócenia na to uwagi zacząłem studiować także św. Augustyna i tak zagłębiłem się aż w teologię.

– W roku 1930 książki katolickie zajmowały już sześć półek mojej biblioteki i czułem się zupełnym katolikiem. Poszedłem do trzech uczonych pastorów protestanckich i prosiłem, by mi odpowiedzieli na kilka pytań. Przyciśnięci do muru, oświadczyli mi wręcz, że ja już należę do Kościoła katolickiego i że najlepiej zrobię, jeśli wstąpię do niego jak najprędzej.

– Jednak wahałem się jeszcze. Znowu przeczytałem Santayona i innych filozofów nowoczesnych. Cały rok badałem skrupulatnie, czym przypadkiem czego nie pominął. Wreszcie doszedłem do ostatecznego i stanowczego przekonania, że tylko w Kościele katolickim jest dla mnie miejsce…. Udałem się do ks. proboszcza małego kościółka wiejskiego w górnej części stanu New-York i po tygodniu zostałem przyjęty do społeczności wiernych Kościoła katolickiego. Sakrament Bierzmowania otrzymałem z rąk kardynała Hayes’a, arcybiskupa Nowego Yorku, i otrzymałem imię Tomasz.

– Dopiero od dziewięciu miesięcy należę do rzymsko-katolickiego Kościoła, a odczuwam w duszy taki pokój, jakiego nigdy przedtem nie znałem.

– Teraz jestem przekonany, że jedynie Kościół katolicki daje odpowiedź na pytanie o celu życia. To mówię i twierdzę ja, który przez 40 lat zgłębiałem najrozmaitsze spekulacje filozoficzne.


gdziekolwiek jest Chrystus, tam też jest Kościół katolicki

Nie ma nic powazniejszego niz swietokradztwo schizmy, gdyz zadna przyczyna nie usprawiedliwia rozlamu jednosci kosciola.

sw. Augustyn, 400r.

Kiedy odsylamy ich do tej Tradycji, ktora wziela swoj poczatek od Apostolow, i jest zachowana za pomoca sukcesji prezbiterow w kosciolach, oni sprzeciwiaja sie Tradycji, mowiac, ze sami sa madrzejsi, nie tylko od prezbiterow, lecz takze od Apostolow.

sw. Ireneusz, 180 r.

Posluszenstwo prezbiterom kosciola, ktorzy, jak juz wykazalem, posiadaja sukcesje od Apostolow, jest niezbedne. Wszystkich innych, ktorzy odeszli od pierwotnej sukcesji , zbieraja sie razem w jakichs innych miejscach, powinnismy podejrzewac. Gdyz sa to albo heretycy lub umysly przewrotne albo schizmatycy, nadeci i samozadowalajacy sie. Dlatego odpowiednim jest powsciagliwosc w stosunku do nich wszystkich, a przylgniecie do tych, o ktorych, jak juz wspomnialem, trzymaja sie doktryny Apostolow.

sw. Ireneusz 180 r.

Nie moze byc uwazany za biskupa ten, ktory nie jest niczyim nastepca. Pogardzil on bowiem ewangeliczna i Apostolska Tradycja z niego wyplywajaca. Gdyz prawdziwy pasterz pozostaje i przewodniczy Kosciolowi Bozemu przez sukcesyjna ordynacje. Dlatego staje sie on obcym i bluznierca, wrogiem pokoju Panskiego.

sw. Cyprian z Kartaginy 250 r.

Gdyz z tym kosciolem rzymskim, z powodu jego poteznego pierwszenstwa, kazdy inny kosciol, czyli wszedzie i wszyscy wierzacy, powinni sie  zgadzac.

sw. Ireneusz 180 r.

Zwroccie uwage na tych, ktorzy posiadaja innowiercze opinie na temat laski Jezusa Chrystusa, ktory przyszedl do nas, i zobaczcie jak przeciwne (odmienne)  sa one umyslowi Bozemu… Wstrzymuja sie oni od Eucharystii i modlitwy, gdyz nie wyznaja, ze Eucharystia jest cialem naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa.

sw Ignacy Antiochenski 107 r.

Uwazajcie, aby podazac za biskupem, tak jak Jezus podazal za Ojcem…Ten, kto szanuje biskupa, jest szanowany przez Boga; ktokolwiek czyni cos bez wiedzy biskupa, tak naprawde sluzy diablu.

sw. Ignacy Antiochenski, 107 r

Czym byl Piotr, tym byla zaiste i reszta. Piotrowi dane jest pierwszenstwo, aby okazac, ze jeden jest Kosciol Chrystusa i jedna katedra.

St. Cyprian 251 r.

Jezeli ktokolwiek w kosciele podaza sladami schizmatyka, nie odziedziczy krolestwa Bozego.

sw. Ignacy Antiochenski 110 r.

Gdziekolwiek się pokaże biskup, niech tam będą wszyscy. Tak jak gdziekolwiek jest Chrystus, tam też jest Kościół katolicki.

sw. Ignacy Antiochenski 110 r.

Add to FacebookAdd to DiggAdd to Del.icio.usAdd to StumbleuponAdd to RedditAdd to BlinklistAdd to TwitterAdd to TechnoratiAdd to Yahoo BuzzAdd to Newsvine


rozłam jest grzechem

rozłam – podział, zwykle na dwa przeciwstawne obozy

rozlamac sie – 1. stać się rozłamanym 2. utracic jednosc

Na pytanie: „Dlaczego powrot do Kosciola Katolickiego wlasnie teraz?” moglabym odpowiedziec prosto: Gdyz zrozumialam, ze to jest wlasnie kosciol, ktory zalozyl nasz Pan Jezus Chrystus 2000 lat temu i ze Jego pragnieniem bylo, aby kosciol ten byl jeden, a nie podzielony na 30 000 (wiem, powtarzam sie jak zdarta plyta…). Jedno z pierwszych nurtujacych pytan, ktore doprowadzily mnie do tej decyzji bylo nastepujace:

Co mial na mysli Pan modlac sie o jednosc kosciola? I pytania towarzyszace:

Czy naprawde mozemy twierdzic, ze nam nie przeszkadza, ze mamy 30 000 denominacji i ze to jest swiadectwem chrzescijanskiej jednosci, aczkolwiek w „roznorodnosci”? Jednym slowem, na czym ta jednosc ma sie opierac?

Czy naprawde mozemy twierdzic, ze coraz to kolejne rozlamy wewnatrz kosciolow i wspolnot doprowadzajace do odejscia i tworzenia oddzielnych „kosciolow” (czasem za przyzwoleniem, z tzw. blogoslawienstwem lidera czy pastora, bo nic innego rozlamu i tak juz nie uratuje), to dzielo Boze i czy przechodzenie nad tym do porzadku dziennego po paru latach (bo nic innego w sumie juz sie nie da zrobic i kolejne jatrzenia spowoduja tylko wiekszy bol i rozdarcie) jest biblijne? Czy „dawanie sobie prawa” do odejscia i rozlamu jest biblijne?

Czy jestemy pewni, ze zamiarem slow Pawla, piszacego pod wplywem Ducha Swietego o Ciele Chrystusa bylo, aby reka nie zgadzala sie z sercem ani noga, lecz kazde z nich twierdzilo, ze „tak nam Pan powiedzial i tak nas poprowadzil?” Skoro Chrystus jest glowa kosciola, czy mozemy trwac w przekonaniu, ze wszystkie „denominacje” sa rownorzedne? Na jakiej podstawie mozemy tak twierdzic, skoro kazda z tych denominacji ma nieco lub zasadniczo inne wyznanie wiary….czyzby sluchali slow tego samego Chrystusa, ktory jest jeden, niepodzielony i mowi tylko prawde? Skad wiec tyle zamieszania teologicznego?

Czy bedziemy udawac, ze nas nie rania i nie raza ciagle rozlamy wewnatrz kosciolow, ktore sa spowodowane glownie niezgoda teologiczna, lub pragnieniem rozpoczecia „wlasnej, namaszczonej poslugi”, co do ktorej ludzie twierdza, ze maja powolanie, otrzymali slowa prorocze, ich potwierdzenia lub inne „niezbite dowody”?

Czy nie mamy dosyc twierdzen typu: „Ludzie pojda tam, gdzie jest zycie”, gdyz tak naprawde wiemy, ze ludzie pojda po prostu tam, gdzie chca i to z bardzo roznych wzgledow?

"A teraz dzieci przedstawia scenke odtwarzajaca rozlam kosciola,
ktory doprowadzil do powstania naszego kosciola"

Przez dlugi czas zylam w swiadomosci, ze jednosc chrzescijan to okazywanie wzajemnego szacunku, organizowanie wspolnych przedsiewziec (od nieformalnych po ogromne parotysieczne konferencje z udzialem wielu chrzescijankich denominacji) ewangelizacyjnych, modlitewnych lub konferencji sluzacych ku zbudowaniu wszystkich kosciolow, wspolpraca w danym regionie geograficznym. Najprostsza formula bylo: Jednoczy nas Bog, jesli wiec zblizamy sie do Niego, zblizamy sie do siebie. Niewazne, ze mielismy rozne koncepcje kosciola, sluzby, roznice teologiczne zacierane byly miloscia i otwartoscia (zeby nie uzyc niemodnego obecnie slowa: tolerancja). Problemy pojawialy sie wtedy, kiedy dochodzilismy do wniosku, ze  jedni sluchajac tego samego Ducha Swietego co inni, dochodzili do innych wnioskow i wg tego ukierunkowywali swoje dzialania. Sytuacja niekiedy stawala sie tak powazna, ze coraz czesciej slyszalo sie stwierdzenia, ze w sumie to niewazne, czy jestesmy jednomyslni, lecz bardziej powinnismy zwracac uwage na zasade: „Kto nie jest przeciwko nam, jest z nami” i jej sie trzymac.

Rozlamow widzialam wiele.  Z reguly rozumiem, ze dzieje sie tak czesto, gdyz lider jakiejs frakcji wewnatrz juz istniejacych struktur ma inne zdanie niz jej glowny przywodca. Czesto czuje sie niezrozumiany, gdyz nie slucha sie tego, co  on „od Boga otrzymal”, rodzi sie brak osobistego zaufania, poczucie odrzucenia lub zwykla zazdrosc i o rozlam juz jest nietrudno. Nie pomaga rowniez to, ze wielu przywodcow/liderow ma za soba podobne historie rozlamowe, ktorych byli bohaterami glownymi lub w ktorych uczestniczyli aktywnie,  jakim wiec glosem autorytatywnym moga byc, skoro ich osobiste „naznaczenie” do nowego dziela bylo tylko ich decyzja indywidualna – no moze poswiadczona przez kilku przyjaciol, posiadajacych takie samo lub podobne rozeznanie w sprawie. Jakie prawo maja wiec teraz do wypowiadania opinii nieprzychylnych w stosunku do ich nastepcow? W kuluarach rozlamow widac jednak zawsze: brak poddania, samowole, pyche, lek przed utrata wplywow, zranienia, gorycz, odrzucenie, egoizm.

Slawetny i do znudzenia przywolywany przyklad sporu Barnaby i Pawla (zwiazanego takze z Markiem) jest obecnie czesto podawany jako biblijny przyklad usprawiedliwiajacy rozlamy. Nie mogli sie dogadac, kazdy mial powolanie, wizje i misje, to sie rozeszli, Pan im blogoslawil…dlaczego my nie moglibysmy? Przyklad ten jest o tyle niefortunny, ze Pawel i Barnaba pozostali nadal w tym samym kosciele; ich opinie co do sposobu poslug byly inne natomiast ich poddanie jednej prawdzie bylo bezsporne. W Biblii nie ma nigdzie wskazowek, ze Jezus wstepujac do nieba zakladal, ze Jego kosciol bedzie skladal sie z wielu denominacji, grup podzielonych w wierze w inne prawdy wiary. W modlitwie J17 Jezus przyrownal jednosc, o ktora sie modlil do jednosci, jaka on ma z Ojcem: doskonalej, stalej i wiecznej, ktorej celem jest swiadczenie swiatu o Bozej milosci.

Pare lat temu ( ze 3 czy 4 chyba) chodzilo mi po glowie slowo „rozlam”. Nie dawalo mi spokoju. Przyznaje sie, ze sieklo mnie, a nawet zdenerwowalo wtedy stwierdzenie „rozlam jest grzechem” . Sieklo mnie dlatego, bo wiedzialam, ze jest to prawda, a zdenerwowalo dlatego, ze to musialam wyczytac u biskupa katolickiego, a jeszcze bardziej dlatego, ze sugerowalo to, ze moge sie mylic, ze trwam w bledzie lub jestem ignorantem do kwadratu. Od tego wiele sie zaczelo.


sola scriptura czyli sol biblijna

Sola-Scriptura

„A gdzie to jest w Biblii?” – najczęściej zadawane pytanie przy napotkaniu jakiegoś nowego wątku dotyczącego wiary. Mamy to we krwi, bo się nasłuchaliśmy nauczań, w których wersetów jak grzybów po deszczu, no i dobrze. A to dlatego, że trzeba jakoś podeprzeć myśli przekazywane innym. Jak ktoś wrzuci parę wersetów i trzyma się to kupy (całościowo nie odbiega od normy), to nawet jak się nie zgadzamy od razu, to jesteśmy w stanie przeżyć „inne rozumienie”,  czy „nową koncepcję”, a nawet „nowe objawienie”. Skąd się wzięło u nas takie uczepianie się wersetów biblijnych jak kotwicy w razie niepewności? I czy rzeczywiście można spać spokojnie gdy się tylko znajdzie parę fragmentów biblijnych, chociaż pytania jak były tak i są?

Pytanie w takim wypadku dotyczy więc ostatecznego autorytetu. Kto nim jest i dlaczego i skąd to wiemy? Trzeba się trochę znać na teologii, historii kościoła, epistemologii i filozofii, żeby dosyć umiejętnie na nie odpowiedzieć. No ale na mój chłopski rozum to spróbujmy prościej.

Dla zwolenników i następców reformacji ( a kazdy chrzescijanin nie-katolik i nie-prawoslawny nim jest) cala sprawa jest prosta: trzeba znaleźć, co na to Pismo sw.?  Prostestant wierzy, że Biblia jest ostatecznym autorytetem. Powinien wierzyć również w następujące prawdy, aby dostąpić zbawienia:

1. sola scriptura (tylko Pismo)

2. sola fide (tylko wiara)

3. sola gratia (tylko łaska)

4. solus Christus (tylko Chrystus)

5. soli Deo gloria (tylko samemu Bogu chwała)

Sola Scriptura. Jest to twierdzenie, że Biblia jest jedynym źródłem doktryn chrześcijańskich, że jest jedynym natchnionym i autorytatywnym Słowem Bożym, że nie istnieją w niej żadne samosprzeczności  i że nie ma innego ostatecznego autorytetu w życiu chrześcijanina, czyli że tylko Biblia jest niezaprzeczalnym autorytetem. Prawosławni i Anglikanie się nie zgadzają. No i katolicy też nie, uważając, że tradycja apostolska i magisterium kościoła pełnią równoznaczną rolę w interpretacji Biblii (stołek o trzech nogach). Luter twierdził, że papież, urząd nauczycielski kościoła jak i sobory mogą się mylić i się myliły. W historii kościoła po rozłamie zachodnim pojawiały się różne odcienie rozumienia sola scriptura, od najzagorzalszych fundamentalistów po tolerancyjnych protestantów, którzy rozumieją konieczność historycznego dowodu na rozwinięcie zasady sola scriptura. O tym kiedy indziej.

Były katolik sobie już dawno wytłumaczył, że kościół tak namieszał przez wieki, a Bóg daje nam poznanie, więc nie ma co sobie głowy zawracać setkami punktów w katechiźmie katolickim, tylko pójść do źródła, czyli Biblii, czytać i Pan da nam zrozumienie. Jasne i proste. Przcież Biblia została napisana dla ludzi prostych, a filozofowie  i teolodzy (czyli uczeni w Piśmie) często tracą wiarę, bo zamiast ufać jak dzieci, rozkładają rzeczy na czynniki pierwsze zupełnie nie łapiąc prostych, lecz jakże głębokich prawd. Dziękujemy Ci, Panie, że objawiłeś te rzeczy prostaczkom.

Ano popatrzmy sobie jak to jest z „solą biblijną”.

1. Sama Biblia nie zawiera żadnego cytatu, który twierdzi, że tylko Biblia jest ostatecznym autorytetem wiary.

2. Do wystąpienia Lutra idea sola scriptura ( w wydaniu czystym czyli solo scriptura) nie przyszła nikomu do głowy. Pan Bóg nie objawił jej ani apostołom, ani ojcom kościoła, ani żadnemu świętemu. Dopiero Luter dostąpił zaszczytu.

3. Na czym w pierwszych wiekach opierali się pierwsi chrześcijanie, skoro nie mieli Nowego Testamentu? Co było dla nich ostatecznym autorytetem? Wiadomo, że skrawki późniejszego Nowego Testamentu krążyły po gminach chrześcijańskich, lecz kanon NT został ustalony dopiero w 393 r.  (Atanazy w 367 jako pierwszy skompilował kanon, a skąd wiedział co tam zaszufladkować? ) A ileż przedtem było jeszcze zdań i dyskusji na jego temat. A jak się kłócili na temat Apokalipsy. Ciekawe, czy wtedy powoływano się na pewne fragmenty biblijne jako ostateczną wyrocznię? A skoro nie było NT, to kto był ostateczną wyrocznią w sprawach wiary dla lokalnych kościołów? OT? Prezbiterzy? Biskup?

4. Kanon Biblii nie jest zawarty w Biblii, lecz został zatwierdzony na podstawie tradycji apostolskiej. To jest jeden z najtrudniejszych orzechów do zgryzienia. Skoro ludzie z krwi i kości, pod natchnieniem Ducha Sw., zatwierdzili Pismo Sw. (bo samo w sobie nie miało instrukcji co do tego, co powinno było wejść w jego skład), to jak można twierdzić, że tradycja apostolska nie ma wpływu na rozumienie i kształtowanie prawd wiary. Sola scriptura leży (a przynajmniej jej radykalna interpretacja, często nazywana solo scriptura).

5. Kościół protestancki nie może sobie poradzić z podziałami. Mamy już ponad 20 000 denominacji (a niektóre asatystyki mówią o ponad 30 000), czyli mniej więcej jedną nową na tydzień. I nie wmawiajmy sobie, że one nie różnią się w sprawach istotnych, tylko w błahych i że różnorodność jest pożądana. Rozwód jest zawsze ostatecznością, czy w przypadku różnic teologicznych, czy moralnych. Kościół katolicki za to może poszczycić się różnorodnością (ryt wschodni, różnorakie grupy połączone jedną duchowością), ale w jedności. Różnorodność kościoła protestanckiego to raczej niezgoda, rozłamy i wieczne przekonywanie do danej teologii lub interpretacji Biblii wewnatrz nich samych.

6. A tu taka ciekawostka. Logika 101. Jeżeli protestant twierdzi, że Bibli jest nieomylna, to kościół, który ją złożył, też powinien być nieomylny. Dla uściślenia, katolicki kościół. No chyba, że się myśli, że akurat miał dobry dzień i może się akurat nie mylił tylko tego dnia. Ale kilkanaście stuleci później Luter miał objawienie, że jednak się mylił, bo wyrzucił parę ksiąg ze ST.  Zauważmy również, tak przy okazji, że niektóre prawdy wiary również zostały określone w tym samym mniej więcej czasie, np. podwójna natura Jezusa, czy dziewicze poczęcie Maryji, już nie mówiąc o tym, że Maryja była już wtedy obdarzona tytułem Theotokos (Matka Boża). Tutaj również Luter i jemu podobni podnieśli głos wyrzucając co poniektóre wierzenia, ale zachowując niektóre.

7. Najbardziej znane fragmenty biblijne na temat Kościoła i tradycji, które podważają sola scriptura:

1 Tym 3,15

…jak należy postępować w domu Bożym, który jest Kościołem Boga żywego, filarem i podporą prawdy.

2 Tes 2, 15

Przeto, bracia, stójcie niewzruszenie i trzymajcie się tradycji, o których zostaliście pouczeni bądź żywym słowem, bądź za pośrednictwem naszego listu.1 Kor 11, 1-2

Bądźcie naśladowcami moimi , tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa. Pochwalam was, bracia, za to, że we wszystkim pomni na mnie jesteście i że tak, jak wam przekazałem, zachowujecie tradycję.

2 Tym 2, 2

co usłyszałeś ode mnie za pośrednictwem wielu świadków, przekaż zasługującym na wiarę ludziom, którzy też będą zdolni nauczać i innych.

8. Sam Jezus akceptował tradycję słowną. Mt 2, 23 nie ma dokładnego odnośnika w ST, lecz było przekazem ustnym wypowiedzianym przez proroków. Proroctwo więc, jako Słowo Boże, zostało przekazane w formie tradycji ustnej.

Co z tego wynika? Ano więcej, niż się możnaby spodziewać. Bo skoro sola scriptura nie ma podstaw, natomiast Tradycja i kościół mają, to należy sobie przemyśleć WSZYSTKIE prawdy wiary w relacji właśnie do tych, a nie do swojej osobistej interpretacji Biblii. A to już jest bardzo niebezpieczne.


wspaniałe oświadczenie ewnagelikalnych protestantów i katolików Your Word is Truth (ang.)

jakie problemy ma protestant myśląc o sola scriptura i kanonie Pisma (ang.)

wywód na temat sola scriptura z katolickiego punktu widzenia (ang.)

polemika na temat protestujących protestantów (fajne kawałki o dziadku)

kościół tak, Biblia nie

czy sola scriptura jest biblijna

Share this Post


jeden kościół?

Większość osób przechodzących z kościoła katolickiego do innego kościoła chrześcijańskiego, staje przed problemem określenia swojej tożsamości odzwierciedlającej przynależność do określonej formacji duchowej. W końcu wyjście z kościoła szczycącego się największą liczbą członków na ziemi oraz najdłuższym nieprzerwanym okresem istnienia, to nie byle co!

Ci, którzy postrzegają kościół katolicki jako Babilon (przyczyny odejścia są więc bardziej teologiczne), mogą odetchnąć z ulgą, gdyż wydostanie się spod religijnej zwierzchności daje im poczucie niezależności (w końcu stoi przecież jak byk, że Duch św. we wszystkim nas pouczy i nie potrzebujemy innych mądrali:

1 J 2,27

Co do was, to namaszczenie,
które otrzymaliście od Niego, trwa w was
i nie potrzebujecie pouczenia od nikogo,
ponieważ Jego namaszczenie poucza was o wszystkim.
).

Ci, którzy zostali zewangelizowani przez braci odłączonych, ale w kościele bywali z okazji chrztów i ślubów, nie przeżywają wielkich micyji, tylko cieszą się, że w końcu są zbawieni i mogą świadomie przeżywać swoją wiarę.

Ci, którzy chyłkiem prześlizgnęli się do jakiegoś niekatolickiego chrześcijańskiego kościoła lokalnego, najczęściej ze względu na znalezienie odpowiedzi na swoje problemy czy pytania, są najczęściej pocieszani twierdzeniami, iż kościół jest tam, gdzie dwaj albo trzej gromadzą się w Jego imię. No i że kościół to my, a nie instytucje czy budynki, i że wszyscy świadomi (nowo narodzeni) chrześcijanie są członkami kościoła Jezusa. I po krzyku.

W wikipedii mamy taki oto obrazek przedstawiający podziały kościoła chrześcijańskiego:

659px-ChristianityBranches.svg

Jasno z niego wynika, że chrześcijanie mają odwieczny problem z „aby byli jedno”. Schemat ten pokazuje, jak przeciętny współczesny ziemianin postrzega chrześcijaństwo. A widzi tutaj mnóstwo odgałęzień i tylko może sobie powzdychać do czasów kiedy to wszyscy chrześcijanie podążali w jednym duchu i prawdzie (co do momentu, w którym pierwowzór kościoła był zachowany bez żadnych skażeń i dodatków też jest mnóstwo koncepcji; co poniektórzy twierdzą, że źle się zaczęło dziać już kiedy Barnaba poszedł swoją drogą; większość jest jednak w stanie dotrwać mentalnie przynajmniej do I Soboru Nicejskiego (325), kiedy to nasi świątobliwi przodkowie zebrali się, żeby po 300 latach w końcu jakoś ustalić, kto chrześcijaninem jest i w co wierzyć ma).

Patrząc na powyższy schemat nie sposób jest nie zauważyć, że wszystkie odgałęzienia chrześcijańskie są ukazane w nadzwyczaj demokratyczny sposób, mianowicie mają swój bezpośredni lub pośredni początek w głównej gałęzi, a kończą tak samo, tzn. jako jedno z wielu równorzędnych odgałęzień. Czyli taki pluralistyczny, ekumenicznie poprawny, założeniowo tolerancyjny układ sił podążających za Zbawicielem.

Warto również zauważyć zieloną przerywaną linię, wg której praktycznie każdy samozwaniec ( w swoim mniemaniu powołany przez samego Pana Jezusa na utworzenie nowego rodzaju wspólnoty eklezjalnej i mający na to dowody) jest w stanie okrzyknąć się równoprawnym twórcą nowej gałązki nowotestamentalnego, biblijnego kościoła (denominacji, kościoła, wspólnoty czy jakkolwiek by się zwał), nieskażonego przeszłymi niesnaskami. Przykłady takie są widoczne nagminnie w ostatnim stuleciu. O tym kiedy indziej.

Problem pojawia się, kiedy byśmy skierowali to pytanie do np. osoby wyznania prawosławnego, co sądzi historii i pochodzeniu odrębnych grup chrześciajńskich. Bez wątpienia zarysowałaby taki oto obraz:

orthodox-christian-timeline

Z powyższego wykresu wynika, że to prawosławny kościół ostał się jako jedyny prawdziwy na polu walki, kościół katolicki zaś jest odstępcą z powikłaniami i następstwami swojego odłączenia.

Przeciętny protestant zaś pokazałby nam swój obraz kościoła mniej więcej tak (uogólniając, bo na ponad 20 000 gałązek to musiałby mieć pewność o posiadaniu przez nas dużego monitora):

family-tree

Jasnym jest, że ile jest denominacji protestanckich, tyle jest propozycji nie tylko w kwestiach dogmatycznych, lecz również postrzegania interwencji Bożej w historii kościoła. Mamy tutaj zarówno takich, którzy patrzą z podziwem na kościół katolicki i prawosławny, a mamy i takich, którzy odsądzają ich od Wielkiej Nierządnicy po katastrofalnie zabobonny system zniewalający ludzi dobrej woli (w tego typu grupach nierzadko wymagane jest  nawet egzorcyzmowanie byłych członków historycznych kościołów tłumaczone koniecznością wypędzenia demonów religijnych, jak np. kultu maryjnego lub świętych).

Nie ma co się jednak czarować, że wszyscy protestanci uważają, że w swej różnorodności zachowują jedność i że łączą się w siłę, aby pozyskać świat dla Boga . Częściej dzielą się bowiem ze względu na różnice teologiczne, choćby były one minimalne. A że nie mają nad sobą wyroczni Bożej w postaci ostatecznego autorytetu, to mogą się dzielić kiedy i jak chcą, co i czynią od pierszych miesięcy po wystąpieniu Lutra.

Problem w protestanckim postrzeganiu kościoła polega na tym, że nie ma tutaj głównej gałęzi, która byłaby jedną prawdziwą, główną gałęzią czerpiącą soki z historycznego źródła, kościoła pierwotnego założonego przez Pana. Kościół nie posiada żadnej widzialnej łączności z Jego założycielem, gdyż każda „gałąź” niejako ma „trochę racji” albo „trochę tę samej racji”, nie ma jednak gałęzi kontynuującej zamierzony wzór (jak do tej pory to żadna protestancka denomincaja nie ośmieliła się oznakowania siebie jako jedynego przekaziciela prawdy, kościół katolicki jednak bezsprzecznie i bezpardonowo potwierdza swoje historyczne prawo do nazwania się kościołem założonym 2000 lat temu przez samego Chrystusa potwierdzając ten fakt w sukcjesji apostolskiej).

Drugim ciekawym spostrzeżeniem byłoby to, że pominięto mnóstwo podziałów, które zaszły w pierwszym tysiącleciu (widoczne są tutaj tylko odgałęzienia koptyjskie i ormiańskie; w innych podobnych wykresach często pomija się zupełnie herezje i schizmy pierwszego tysiąclecia). A powinno być tutaj dodatkowo kilkadziesiąt odgałęzień, jeżeli byłyb traktowane jako odgałęzienia, a nie jako schizmy i herezje. Jeżeli jednak nie ma ich, w takim razie są one na jakiejś podstawie wykluczone z „rodziny kościoła”. Na jakiej podstawie są one wykluczone z głównego pnia i nazwane schizmami i herezjami, lecz tego samego typu odgałęzienia pochodzące od czasów Lutra traktowane są jako zachodzące niejako wewnątrz kościoła Jezusa? Powstają niejako dwie kategorie: odłamy OD kościoła i odłamy WEWNATRZ kościoła, kryteria jednak wg których dokonano takiego rozgraniczenia są logicznie niekonsekwentne.

Protestancki schemat kościoła chrześcijańskiego przedstawiany ze wszystkimi gałęziami chrześcijaństwa wygląda najczęściej następująco:

sINqzPbhfYFZ7bTvX_BIZ8Q-3

Odgałęzienia od głównego pnia kościoła to przykładowe schizmy, herezje w kościele przed Lutrem (chciałoby się powiedzieć przed reformacją, jednak nie wygląda na to, że reformacja powiodła się). Jest to jednak niekonsekwentny obraz i każdy logiczny protestant zaprostestowałby. Z jakiego powodu? Czemu na przykład montaniści nie mieliby być traktowani na równi z baptystami?  Jeżeli nie ma to znaczenia, to każde „odgałęzienie” może sobie przypisać prawo do interpretacji racji przynależności do kościoła powszechnego. Protestanci  zakładają niejako, że wszystkie odłamy pierwszego tysiąclecia były schizmatyczne (bo tak postanowił kościół), natomiast wszystkie odgałęzienia po Lutrze zaszły niejako wewnątrz kościoła. Oczywiście wszyscy bazują na swojej interpretacji Biblii, nie można więc przyjmować indywidulanej interpretacji jako ostatecznej.

Skoro jednak katolicy i prawosławni uważają swój kościół za historycznie kontynuujący kościół pierwotny, to logicznie myślący protestant powinien sobie zadać pytanie jak ma wyglądać „pień” odgałęzień  przez Lutrem, a szczególnie relacji kościołów prawosławnego i katolickiego z tego konsekwencjami:

  • kościół pierwotny podzielony na prawosławny i katolicki (odgałęzienie WEWNATRZ kościoła; jest to jednak trudne wytłumaczenie, skoro każde wcześniejsze rozgałęzienie było postrzegane jako odejście od kościoła powszechnego; jeżeli jednak jest uparty, to musi przedstawić zasady, na których takie rozwiązanie jest możliwe; zarówno katlicki jak i prawosławny kościół odrzucają ten wzór)
  • kościół katolicki przedłużeniem kościoła pierwotnego (prawosławny schizmatyczny; przyjęcie tego wariantu jest logiczną konsekwencją równoznaczną z wyłączeniem kościoła protestanckiego i wszystkich jego późniejszych pochodnych od kościoła powszechnego, gdyż wszystkie odgałęzienia były postrzegane jako schizmatyczne – jednym słowem: samobójstwo)
  • kościół prawosławny przedłużeniem kościoła pierwotnego (kościół katolicki schizmatyczny; konsekwencje dla kościoła protestanckiego jak w przypadku powyższym)

Dlatego też kościół katolicki reformację nazywa odstępstwem, odejściem od jednego powszechnego kościoła założonego przez Jezusa Chrystusa. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa wyznacznikiem przynależności do wyznawców Chrystusa była zgoda z postanowieniem wyznania wiary włączającym prawdę o „jednym, świętym, katolickim i apostolskim” kościele. Do czasów Lutra ponad 30 „odgałęzień” zostało wyłączonych z kościoła. Luter dał początek kolejnym, a współcześni protestanci oburzają się, kiedy wrzuca się ich do jednego wora z odstępcami pierwszego tysiąclecia.

Właściwy obraz kościoła założonego przez Pana Jezusa wygląda więc tak (niektóre „odgałęzienia” pominięto):

fig1

Pan Jezus modlił się tuż przed swoją śmiercią o jedność wszytkich wierzących. Paweł ostrzegał w 1 Kor 1,10:

A przeto upominam was, bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście byli zgodni, i by nie było wśród was rozłamów (dosłownie w gr.”schizm”); byście byli jednego ducha i jednej myśli.11 Doniesiono mi bowiem o was, bracia moi, przez ludzi Chloe*, że zdarzają się między wami spory. 12 Myślę o tym, co każdy z was mówi: «Ja jestem Pawła, a ja Apollosa*; ja jestem Kefasa*, a ja Chrystusa». 13 Czyż Chrystus jest podzielony?

Gal 5:19 – 21

19 * Jest zaś rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, 20 uprawianie bałwochwalstwa, czary, nienawiść, spór, zawiść, wzburzenie, niewłaściwa pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, 21 zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym podobne. Co do nich zapowiadam wam, jak to już zapowiedziałem: ci, którzy się takich rzeczy dopuszczają, królestwa Bożego nie odziedziczą.

Rany zadane jedności

817   Istotnie, „w tym jednym i jedynym Kościele Bożym już od samego początku powstały
pewne rozłamy, które Apostoł surowo karci jako godne potępienia. W następnych zaś
wiekach zrodziły się jeszcze większe spory, a niemałe społeczności odłączyły się od pełnej
wspólnoty (communio) z Kościołem katolickim, często nie bez winy ludzi z jednej i drugiej
strony”241. Rozłamy, które ranią jedność Ciała Chrystusa (wyróżnia się herezję, apostazję i
schizmę242), nie dokonują się bez grzechów ludzi:

Gdzie jest grzech, tam zjawia się wielość, tam schizma, tam herezja, tam niezgoda.
Gdzie natomiast jest cnota, tam jest jedność, tam wspólnota, która sprawia, że wszyscy
wierzący mają jedno ciało i jedną duszę243.

241 Sobór Watykański II, dekret Unitatis redintegratio, 3.
242 Por. KPK, kan. 751.
243 Orygenes, Homiliae in Ezechielem, 9, 1.

(Katechizm kościoła katolickiego, Roz.3 par.3)

Istnieje jeszcze jedna możliwość dla protestantów, którzy nie uznają apostolskiej sukcesji, czyli wymogu historycznej ciągłości kościoła. Uważają oni, że każde odgałęzienie odbyło się wewnątrz kościoła, nawet jeżeli dotyczyło to grupy dotyczącej minimalnej ilości osób (jednej lub dwóch). Podstawą w tym wypadku jest prywatna interpretacja Biblii. A o tym kiedy indziej.



Share this Post